piątek, 20 kwietnia 2012

Einsamkeit. Płyta o bólu i samotności

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak


Recenzja drugiej płyty szwajcarskiego zespołu Lacrimosa. Krążek "Einsamkeit" ("Samotność"), reprezentujący gatunek dark wave - ciemna fala, powstał w roku 1992.

“Einsamkeit” („Samotność”) - taki tytuł nosi druga płyta Lacrimosy, szwajcarskiego duetu, który wówczas, w roku 1992, stanowił jednoosobowe przedsięwzięcie muzyczne. Krążek „Einsamkeit” jest następcą niezwykle ponurego, przepełnionego strachem i przygnębieniem CD „Angst” oraz poprzednikiem mrocznego, epatującego szaleństwem i pożądaniem CD „Satura”. Płyta została wydana przez wytwórnię Hall of Sermon, skądinąd należącą do samego Tilo Wolffa.

Kiedy Tilo, pochodzący z Niemiec mieszkaniec Szwajcarii, pracował nad swoim drugim krążkiem, miał tyle samo lat co ja, czyli 20. To właśnie powoduje, że słuchając piosenek z krążka „Einsamkeit” odnoszę się do śpiewającego młodzieńca jak do wyjątkowo uzdolnionego rówieśnika. Choć, oczywiście, jest to pewne uproszczenie. Jak już napisałam, CD „Einsamkeit” pochodzi z roku 1992, a ja, kobieta z rocznika 1991, miałam wtedy roczek.

W niniejszym tekście chciałabym opisać wszystkie piosenki z omawianej płyty Lacrimosy. Jest ich sześć, a każda z nich należy do gatunku muzycznego zwanego dark wave - ciemna fala. Oto tytuły poszczególnych utworów: „Tränen der Sehnsucht” („Łzy tęsknoty”), „Reissende Blicke” („Szarpiące spojrzenia”), „Einsamkeit” („Samotność”), „Diener eines Geistes” („Sługa jednego ducha”), „Loblied auf die Zweisamkeit” („Pieśń pochwalna o samotności we dwoje”), „Bresso” („Próba”). Tłumaczenia owych tytułów pochodzą ze strony Stille.prv.pl.

„Tränen der Sehnsucht” - utwór częściowo stylizowany na muzykę poważną, albowiem rozpoczynający się długą, rozbudowaną partią instrumentalną graną na fortepianie. Po niej pojawia się element charakterystyczny dla gatunku dark wave - ponury podkład muzyczny i takiż śpiew młodego Tilo. „Tränen der Sehnsucht” posiada również żywy, ironicznie wesoły refren, ciekawy fragment grany na gitarze elektrycznej oraz moment z uroczystymi, jakby kościelnymi organami. Najważniejsze w utworze są jednak partie fortepianowe, prezentujące kompozytorskie uzdolnienia 20-letniego Wolffa.

„Reissende Blicke” - kompozycja nawiązująca do poprzedniej płyty Lacrimosy, „Angst”, a właściwie do kompozycji pt. „Seele In Not”. Podobnie jak w „Seele…”, słyszymy tutaj coś na kształt rozdzierających, potrząsających słuchaczem krzyków dziecka. Sam utwór jest tak poruszający, wypełniony tragizmem, cierpieniem, uczuciem strachu i osaczenia, że trudno nie „zarazić” się od niego tego typu wrażeniami. „Reissende Blicke” to jeden z moich ulubionych utworów, i to nie tylko ze względu na muzykę, ale także ze względu na słowa.

Bohaterem dzieła jest młody człowiek, który „siedzi w kinie swojego życia”. Chociaż w owym kinie ma być wyświetlany film o jego egzystencji, dla niego samego brakuje miejsca („Wszystkie miejsca są zajęte. Sam spoczywam na dostawionym krzesełku. Przyszło zbyt wielu widzów”). Kiedy biograficzna produkcja się rozpoczyna, podmiot liryczny cierpi, oglądając na nowo swoją przeszłość, natomiast inni widzowie „pękają ze śmiechu”. Bohater odczuwa wstyd, ma ochotę - mówiąc kolokwialnie - zapaść się pod ziemię. Odzyskuje pogodę ducha dopiero wtedy, gdy na ekranie pojawia się jego śmierć. [Opracowanie na podstawie tłumaczenia Tomasza Beksińskiego]

„Einsamkeit” - utwór najsłabszy z całej płyty. A szkoda, bo - sądząc po tytule tożsamym z nazwą CD - jest on najważniejszy ze wszystkich sześciu dzieł. „Einsamkeit” opiera się na kontraście i grotesce: najpierw słyszymy pseudoradosną, cyrkową melodyjkę (przypominającą popularne „Entry of the Gladiators”!), następnie smutny śpiew T. Wolffa, a potem ten sam motyw co na początku.

Jeśli chodzi o warstwę słowną, utwór mówi o samotności. O tym, że jest ona smutna i śmieszna jednocześnie. Ot, groteskowa. Chociaż kompozycja „Einsamkeit” nie należy do udanych, ratuje ją jedna rzecz: to, iż wskazuje ona kierunek interpretacji lacrimosowego godła (TragiKomicznego, białego arlekina na czarnym tle). Szkoda, że ten oparty na interesującym pomyśle utwór jest taki niedopracowany. Tilo powinien był poświęcić mu więcej czasu.

„Diener eines Geistes” - utwór zbliżający się, pod względem muzycznym, do lekkiego, gotyckiego rocka. Osobom dobrze znającym twórczość Lacrimosy może on przypominać dwie kompozycje z roku 1993: „Alles Lüge” oraz „Erinnerung”. Ciekawym zabiegiem zastosowanym w utworze jest wykorzystanie dźwięków jak gdyby „z życia wziętych”, a mianowicie odgłosów toastu i śmiechów tudzież wypowiedzi bawiącego się towarzystwa.

Co do tekstu, piosenka „Diener eines Geistes” opowiada o skrzywdzonym mężczyźnie, który pragnie - w bardzo niekonwencjonalny sposób - zemścić się na swojej byłej („Krzyczę w Twojej głowie. Roztrzaskuję Ci czaszkę od środka. Poczuj swój ból. Poczuj swą nienawiść. Pokaż mi swe rany. Sprawię, że zaczną ponownie krwawić” - tłum. Tekstowo.pl). W utworze ważną rolę odgrywają charakterystyczne, obłąkańcze, skrzeczące krzyki Tilo Wolffa.

„Loblied auf die Zweisamkeit” - kompozycja nadzwyczajnie piękna, nadzwyczajnie głęboka i nadzwyczajnie mroczna. Rozpoczyna się ona bardzo wysokimi, metafizycznymi, rozchodzącymi się w przestrzeni dźwiękami, przywodzącymi na myśl połączenie dzwoneczków feng shui z odgłosami tłuczonego szkła. Koneserzy tego typu muzyki mogą kojarzyć te dźwięki z niektórymi utworami amerykańskiego duetu The Switchblade Symphony („Bad Trash”, „Gutter Glitter”).

Kolejnym efektem, który słyszymy w „Loblied auf die Zweisamkeit” , jest niezwykle ponura, niska i pulsująca muzyka wygenerowana przez komputer bądź keyboard. Muzyka ta trochę przypomina przerobione organy. Następnie do naszych uszu docierają charakterystyczne szmery, kojarzące się nieco z szumem morza. Cała kompozycja „Loblied auf die Zweisamkeit” stanowi trafną i wyczerpującą definicję pojęcia „dark wave” - „ciemna fala”. Warto dodać, że w utworze pojawiają się również efekty specjalne, takie jak egzotyczne, plemienne, prawdopodobnie magiczne śpiewy.

„Bresso” - ostatnia kompozycja z płyty „Einsamkeit”, doskonale korespondująca z pierwszą, albowiem oparta na dźwiękach fortepianu i imitująca muzykę poważną. Utwór jest bardzo melancholijny, a wokal Tilo Wolffa teatralny, gdyż 20-letni artysta śpiewa w taki sposób, jakby recytował wiersz na scenie. Nie da się ukryć, iż w „Bresso” występuje pewne podobieństwo do poezji śpiewanej.

Ważnym elementem dzieła jest fragment, w którym Wolff dosłownie łka, szlocha, wzdycha i krzyczy z rozpaczy. W tle słychać wówczas nie tylko fortepian, ale także chwytające za serce dźwięki skrzypiec. Warto wspomnieć, że w serwisie YouTube.com, na profilu Romadera, znajduje się pomysłowy, świetnie zrealizowany i stojący na wysokim poziomie artystycznym video clip „Lacrimosa - Bresso” (twór fanów zespołu). Warto go obejrzeć, tym bardziej, iż wykorzystuje on symbolikę charakterystyczną dla Lacrimosy.

Moim zdaniem, druga płyta Tilo Wolffa jest bardzo dobra, aczkolwiek nie rewelacyjna. Oprócz genialnych kawałków, takich jak „Loblied auf die Zweisamkeit” czy „Reissende Blicke”, zawiera ona nieudane „Einsamkeit”. Mimo to, pragnę ją polecić wszystkim ludziom, którzy lubią tego typu klimaty muzyczne. Powinny ją poznać zwłaszcza osoby lubujące się w nowych, jakże odmiennych od starych utworach Lacrimosy.


Natalia Julia Nowak,
22 maja 2011 roku


---

Natalia Julia Nowak

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Co się stało z zwycięzcami programów muzycznych?

Autorem artykułu jest Kamilo23


W Polsce ostatnio mamy wysyp programów muzycznych szukających talentów. X-Factor, Must be the music, Bitwa na głosy a wcześniej Mam Talent czy Idol. Czy tego typu programy pomagają młodym talentom osiągnąć sukces? Ile osób pamięta jeszcze Alicję Janosz?

Założeniem show muzycznych jest dostarczenie widzowi odpowiedniej dawki rozrywki. Muzyka czy taniec przyciągają miliony telewidzów. To też swietna forma na zarobienie pieniędzy z reklam wyswietanych w przerwie programu. Pomijając już sprawy czysto finansowe pozostają nam jeszcze osoby, które napędzają dany program. W tym celu producenci programów starają się tak dobrać jury, aby swoimi często kontrowersyjnymi decyzjami wywołać zainteresowanie i ciekawość.

Świetnym instrumentem popularyzacji danego show, stał się Internet, gdzie internauci komentują poczynania uczestników programu. Dzięki temu, że większość z nich ma różne zdanie, dochodzi do kłótn i i sprzeczek, które napędzają oglądalność.  Uczestnicy tego typu programów w pewnym stopniu powinni wywoływać odpowiednie emocje. Michał Szpak, finalista X-Factor swoim wyglądem i stylizacją wywołuje skrajnie emocje.  Dzięki tego typu osobom, kolorowe gazety mają oczym pisać, a strony plotkarskie zaskakiwać. Przede wszystkim warto być barwną postacią. Bycie nijakim wcześniej czy później skazuje ciebie na porażkę. Tak też się stało ze zwyciężczynia pierwszej edycji Idola - Alicją Janosz. Choć dziewczyna miała wspaniały głos i ogromny talent, nie potrafiła odpowiednio wykreować swojego wizerunku. Media krótko po jej wygranej przestały się nią interesować a Janosz odeszła w artystyczny niebyt. Jej przeciwieństwem okazała sie Monika Brodka. Od samego początku artystka, świadomie tworzyła swój wizerunek. Była wyrazista i konkretna, co dziś przekłada się na jej ogromną popularność. Swoich sił na scenie muzycznej próbuje też Michał Wyrostek zwycięzca drugiej edycji Mam Talent. Zdecydowanie najlepiej wiedzie się Kamilowi Bednarkowi. Po jego występie w Mam Talent, młodszą część naszego społeczeństwa ogarnęła Bednarkomania. Wiele osób wróży świetlaną przyszłość. Nie tak dawno zakończył się program Must be the music, telewizji Polsat. Zwycięzcą okazał się zespół polsko-ukraiński, Enej. Dzięki wygranej zagrają  5 czerwca 2011 r. na festiwalu Toptrendy w Sopocie.

Czy zespół wykorzysta swoją szansę? Z pewnością już niedługo będzie można odpowiedzieć na to pytanie.


---

Interesujące plotki ze świata show biznesu.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Within Temptation i zasada odwróconej piramidy

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak


Recenzja pierwszej płyty holenderskiego zespołu Within Temptation. Krążek "Enter" zawiera osiem poruszających piosenek z gatunku gothic metal i doom metal.   

“Enter”, czyli “Wejście”, jest pierwszą płytą holenderskiego zespołu Within Temptation (pozwolę sobie wtrącić, że “Wejście” to idealna nazwa dla debiutanckiego krążka formacji muzycznej!). CD, opublikowane w 1997 roku przez firmę fonograficzną DSFA Records, a dziesięć lat później wznowione przez wytwórnię Season of Mist, liczy sobie osiem utworów, zaliczanych do gatunków gothic metal i doom metal.

“Enter” jest jedyną długogrającą płytą WT, na której pojawia się charakterystyczny growl, czyli warcząco-ryczący śpiew Roberta Westerholta (ów growl słychać jeszcze na EP-ce “The Dance”. EP-ka to rodzaj płyty z niewielką liczbą piosenek, którą można określić za pomocą wyrażenia “już nie singiel, ale jeszcze nie longplay”). Poza tym, CD zawiera obecny na wszystkich krążkach Within Temptation śpiew Sharon den Adel. A trzeba przyznać, iż Sharon posiada niezwykle piękny, wysoki, operowy głos oraz zdolności aktorskie, umożliwiające śpiewanie w sposób emocjonalny, dramatyczny, teatralny i przejmujący.

WT to jeden z moich ulubionych zespołów - słucham go od 14 roku życia i zdążyłam już poznać wszystkie jego płyty. Jako doświadczona słuchaczka Withinów, mogę powiedzieć, iż formacja ma za sobą wiele eksperymentów muzycznych: artyści interesowali się brzmieniami ciężkimi i lekkimi, depresyjnymi i pogodnymi, symfonicznymi i folkowymi, patetycznymi i skromnymi, spokojnymi i hałaśliwymi, klasycznymi i stylizowanymi na muzykę filmową. Chociaż lubię wszystkie krążki Within Temptation, dostrzegam pewną niepokojącą tendencję, a mianowicie to, że twórczość grupy jest - z płyty na płytę - coraz słabsza.

Withini stosują coś w rodzaju “zasady odwróconej piramidy”. Pojęcie “zasady odwróconej piramidy” pochodzi z prasoznawstwa i oznacza sztywne, ściśle określone zasady redagowania wiadomości prasowych. Informacje najbardziej wartościowe mają być na początku tekstu, średnio istotne w środku, a najmniej ważne na końcu. Podobne zjawisko da się zauważyć w muzyce zespołu Within Temptation: najpiękniejsze, najbardziej artystyczne CD zostało przezeń wydane na początku, później pojawiło się kilka słabszych krążków, a teraz twórczość grupy jest ewidentnie komercyjna i adresowana do szerokiego grona odbiorców.

Ponieważ tą pierwszą, najlepszą płytą WT jest “Enter”, postanowiłam polecić ją swoim Czytelnikom. Zapraszam do czytania opisów poszczególnych piosenek z omawianego CD. Jak już wspomniałam, owych piosenek jest osiem, a ich brzmienie posiada cechy gothic metalu i doom metalu.

“Restless” - utwór, którego klimat można określić mianem “umiarkowanego niepokoju”. Dzieło rozpoczyna się niespokojnymi i intrygującymi dźwiękami pianina, które przykuwają uwagę odbiorcy i wprowadzają go w odpowiedni nastrój. Dźwięki te odgrywają istotną rolę przez całą kompozycję. Bardzo ważny w utworze jest również wokal Sharon den Adel, która - tym swoim dźwięcznym, drżącym, operowym głosem - wyraża uczucia analogiczne do tych kreowanych przez muzykę.

Piosenka “Restless” posiada niezwykle poruszający refren, w którym śpiew Sharon przechodzi w chwytające za serce wycie (zaprawdę, uwielbiam sposób, w jaki ta kobieta śpiewa wyrazy “through” i “you”!). Prawdziwym popisem wokalnych i aktorskich zdolności den Adel jest też fragment ze słowami “Laj, laj, laj…”. Głos wokalistki WT brzmi wówczas niezwykle słodko, niewinnie i wzruszająco.

“Enter” - utwór bardzo odmienny od “Restless”. Rozpoczyna się on wyrazistymi odgłosami otwieranych drzwi, po których Robert Westerholt mówi “Welcome to my home”, czyli “Witaj w moim domu”. Chwilę później słychać ciężkie gitary, growlowy ryk Roberta oraz wysokie, symfoniczne, tajemnicze dźwięki instrumentu klawiszowego. W końcu Westerholt zaczyna melorecytować tekst piosenki, zaczynający się od słów “Bramy czasu zostały otwarte. Teraz ich łańcuchy są przerwane. Starożytna siła znów się wyzwoliła” (tłumaczenie własne).

Po fragmencie wykonywanym przez mężczyznę nadchodzi czas na fragment śpiewany przez kobietę. Sharon den Adel pięknie i wysoko wokalizuje samogłoskę “u”, po czym wykonuje dalszą część piosenki. Jak widać, w utworze “Enter” wokaliści śpiewają na przemian - raz słychać jego, a raz ją. Poza tym, w piosence nieustannie przeplatają się momenty głośniejsze z cichszymi. Naprzemiennie występują też fragmenty obdarzone wokalem i pozbawione ludzkiego głosu.

“Pearls of Light” - jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających piosenek, jakie znam. Jest ona tak śliczna, wypełniona słodyczą, delikatnością, czułością, smutkiem i bólem, że aż trudno ją opisać. Utwór rozpoczyna się cudnymi, wręcz bajecznymi dźwiękami stylizowanymi na muzykę celtycką, potem pojawia się nieprawdopodobnie wzruszający - przejęty i przejmujący - śpiew Sharon den Adel.

Kolejnym elementem, który występuje w dziele “Pearls of Light”, jest ciężka, ponura, depresyjna, ale absolutnie nie agresywna gitara elektryczna. Gdy wokalistka Sharon śpiewa refren (“Carried away by the truculence of my world…”), jej głos brzmi niesamowicie dramatycznie, chwilami upodabnia się do płaczu i wycia z rozpaczy. Dotyczy to szczególnie słów “where I” - dwóch jednosylabowych wyrazów, w których artystka potrafi zawrzeć mnóstwo silnych, wszechogarniających, udzielających się odbiorcy emocji.

Cała kompozycja “Pearls…” jest dramatyczna, jednak jej finał to już szczyt dramatyzmu. Królujące w nim instrumenty - gitara elektryczna, perkusja i keyboard - dosłownie rozdzierają człowiekowi serce. Tego nie da się opisać, to trzeba usłyszeć i przeżyć na własnej skórze. Gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest katharsis, odpowiedziałabym, że właśnie tym uczuciem, które ogarnia ludzkie wnętrze pod koniec (słuchanej od początku) piosenki “Pearls of Light”.

“Deep Within” - utwór będący istnym antidotum na omawiane wcześniej “Pearls…”. O ile poprzednia kompozycja była delikatna, słodka, kobieca i łzawa, o tyle ta jest ostra, mroczna, męska i groźna. Jak nietrudno odgadnąć, w całości wykonuje ją Robert Westerholt, właściciel strasznego, niemalże “wilkołaczego” growlu. W piosence “Deep Within”, oprócz warcząco-ryczącego wokalu Roberta, bardzo ważna jest ponura, jak gdyby “brzęcząca” gitara elektryczna. Niewykluczone, że gra na niej sam Westerholt, bowiem jest on nie tylko wokalistą, ale także gitarzystą.

“Gatekeeper” - pieśń niezwykle epicka, której dźwięki i słowa wydają się opowiadać pewną historię, skądinąd tragiczną i mrożącą krew w żyłach. Na początku utworu słychać tajemnicze, wysokie i niskie dźwięki, uzupełnione przez złowróżbne pohukiwanie sowy. To pohukiwanie powoduje, że odbiorca wyobraża sobie noc i otwartą przestrzeń, czyli elementy świata przedstawionego w opowieści. W dalszej części dzieła słychać patetyczne, acz pozbawione radości dźwięki instrumentu klawiszowego.

Następnie mamy fragment keyboardowo-perkusyjno-gitarowy i keyboardowo-perkusyjny, oba przepełnione strachem i rozpaczą. W końcu muzyka staje się ilustracyjna: jej brzmienie imituje odgłosy bicia albo siekania mieczem. Robert Westerholt zaczyna melorecytować tekst, w którym podmiot liryczny mówi o nadejściu jakichś złych, żądnych krwi ludzi, którzy “przyszli, by zabrać nasze życia” (tłum. własne).

Niedługo potem odzywa się Sharon den Adel, śpiewająca już w czasie przeszłym: “Jeden po drugim umarli. Masakra, która zajęła całą noc. Nie mieli szans, nie było walki. Nie możesz zabić tego, co zostało zabite już wcześniej. Umarli” (tłum. własne). Wokalistka, a raczej grana przez nią postać, zaczyna straszliwie i niepohamowanie wyć z rozpaczy, natomiast Robert melorecytuje zakończenie opowieści. Później następuje muzyczny finał i pieśń dobiega końca. Muszę przyznać, iż “Gatekeeper” kojarzy mi się ze zbrodniami OUN-UPA popełnianymi na Polakach w czasie drugiej wojny światowej.

“Grace” - kompozycja bardzo ostra, przepełniona skrajnymi emocjami, takimi jak strach, desperacja, gniew i żal do drugiego człowieka. O ile utwór poprzedni opowiadał o ludziach zabitych podczas rzezi, o tyle ten ukazuje tragedię osób przebywających w niewoli. Tekst piosenki prawdopodobnie mówi o torturach. Sharon śpiewa bowiem: “Zimne są kości twoich żołnierzy, tęskniących za domem, ich małym rajem. Nie czuję wybawienia z ich strony. (…) Poczuj te ręce, ucisk, zimno, drżenie. Czy słyszysz te słowa? Czy czujesz rany? Nigdy ci nie pomogę. Zimne są twoje dusze. Czuję urazę. Oni czują się zdradzeni, nienawidzą zimna. Nie czuję wybawienia z ich strony” (tłum. własne).

Kiedy ta piosenka, wyrażająca bezskuteczne błaganie o łaskę, dobiega końca, słuchacz czuje się kompletnie “zdemotywowany”. Tym bardziej, że ostatnie słowa śpiewane przez wokalistkę brzmią niezwykle żałośnie i boleśnie. Zwłaszcza jej końcowe “through”, przypominające skowyt bólu i rozpaczy. Cała pieśń “Grace” kojarzy mi się ze sceną z trzeciej części “Dziadów” Adama Mickiewicza, w której Rollisonowa rozmawia z Senatorem.

“Blooded” - utwór instrumentalny, podobny do “Gatekeeper”. To, co w nim ciekawe, to dźwięki naśladujące tętent końskich kopyt. Reszty nie warto opisywać, gdyż większość rozwiązań zaproponowanych w “Blooded” to powtórka z opisanej kilka akapitów wcześniej piosenki o masakrze. Szkoda, że kompozycja w ogóle nie zawiera słów. Sądzę, iż znacznie podniosłyby one jej wartość artystyczną.

“Candles” - najspokojniejszy utwór z całej płyty, przy którym można odpocząć po wrażeniach wywołanych przez wcześniejsze kompozycje. Dzieło pt. “Candles” rozpoczyna się szumem i świstem wiatru, po którym rozlega się delikatna, odrobinę celtycka muzyka. Ten spokojny, relaksacyjny wstęp trwa dosyć długo, więc można zamknąć oczy i się w niego wsłuchać. Jeśli chodzi o wokal Sharon den Adel, to dochodzi on jakby z daleka - nie jest tak wyeksponowany jak w pozostałych kawałkach z płyty “Enter”.

Mniej więcej po 2 minutach i 20 sekundach odzywa się pianino, a 20 sekund później - ciężka gitara, która dodaje utworowi dramatyzmu. Sharon dość niespokojnie wokalizuje kilka samogłosek, a potem śpiewa na przemian z Robertem Westerholtem. Kompozycja, a co za tym idzie: całe CD kończy się wyraziście i definitywnie.

Mam nadzieję, że mój tekst zachęci Czytelników do zapoznania się z pierwszą płytą holenderskiej formacji Within Temptation. A jeśli Czytelnicy już ją znają, to ufam, iż moje opisy przypadną im do gustu. Longplay “Enter” i EP-ka “The Dance” to jedyne wydawnictwa WT, które zawierają tak głębokie i niekomercyjne piosenki. Na następnych krążkach, poczynając od “Mother Earth”, muzyka zespołu będzie brzmiała coraz bardziej “popowo”. Jak już napisałam, ta negatywna tendencja, dręcząca grupę Within Temptation, przypomina znaną z prasoznawstwa “zasadę odwróconej piramidy”.


Natalia Julia Nowak,
24-25 maja 2011 roku


---

Natalia Julia Nowak

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Najlepiej sprzedające się płyty w USA

Autorem artykułu jest Krzysiek Prażanowski


Kryzys w branży muzycznej trwa nadal. W tym tygodniu niewielu artystów może pochwalić się sprzedażą na poziomie powyżej 20 tysięcy egzemplarzy. Listy sprzedaży zdominowali Beastie Boys, Lonely Island i Jennifer Lopez.

Nowojorczycy z Beastie Boys wylądowali z płytą Hot Sauce Committee Part 2 na miejscu 6, ze sprzedażą 24,5 tysiąca sztuk. Po trzech tygodniach na rynku nowe CD Beastie Boys ma na liczniku 194,5 tysiąca egzemplarzy.

Inne białe trio, komedianci z Lonely Island swój album Turtleneck & Chain zobaczyło na miejscu numer 7. Sprzedaż 23, 5 tysiąca sztuk daje 91,5 tysiąca egzemplarzy po dwóch tygodniach na półkach.

Jennifer Lopez szuka miłości poza pierwszą dziesiątką. Album „Love?” wylądował na miejscu 12 z wynikiem 22 tysiące sztuk. Po miesiącu na rynku nowa płyta pani Lopez sprzedała się w ilości 138,5 tysiącach sztuk. Ten wynik jest o tyle zaskakujący, że wydawać by się mogło, że przy takim nakładzie na promocję nowej płyty Jennifer Lopez zgarnie w pierwszym tygodniu co najmniej złotą płytę.

Miejsce 18 zajął z kolei Bruno Mars. Wokalista, który ma problemy z prawem i narkotykami może cieszyć się z platyny. Ubiegły tydzień zakończył wynikiem 18,5 tysiąca egzemplarzy, co łącznie dało 1 036 000 sprzedanych sztuk Doo-Wops & Hooligans.

Wiz Khalifa walczy tymczasem o złoto. Dwa miesiące na rynku, łączny wynik 403 tysięcy i 26 miejsce z tygodniową sprzedażą na poziomie 15 tysięcy pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. Rolling Papers powinno zgarnąć złoto najpóźniej na początku lipca.

Lil Wayne może być dumny ze swojej podopiecznej. Nicki Minaj już dawno zgarnęła platynę i walczy o podwójną platynową koronę. Miejsce 37, sprzedaż tygodniowa na poziomie 12,5 tysięcy sztuk i łączny wynik 1 381 500 egzemplarzy pozwala wierzyć w końcowy sukces.

Wylansowani młodzieńcy z New Boyz nie zaszaleli za bardzo po pierwszym tygodniu na rynku. Debiut Too Cool To Care na miejscu 41 to na pewno spore rozczarowanie. Wynik poniżej 12 tysięcy sprzedanych płyt to ogromne rozczarowanie dla młodych raperów z Kalifornii.

---

Forum o rapie

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Masowy i indywidualny wpływ muzyki na klientów centrów handlowych

Autorem artykułu jest Monika Świetlińska


Wiedzieliśmy to od zawsze: muzyka ma silny wpływ na człowieka. I to nie tylko emocjonalnie. Jednak do dziś muzyka jest elementem powszechnie ignorowanym przez wielu specjalistów zajmujących się skutecznym wpływem na zachowania konsumenckie.

Masowy i indywidualny wpływ muzyki na człowieka

Form muzyki jest kilka, jednak na potrzeby tego artykułu, skupię się na formie słuchanej. Od czasu istnienia muzyki wierzono w jej moc. Posługiwano się nią podczas obrzędów, rozrywki, pracy, wojny. Była wyrazicielką kultów, a nawet magii. Dlaczego o tym wspominam? Bo dziś nie tylko muzyka ma pewne konotacje z religią, ale i sama konsumpcja. „Konsumpcja ulega sakralizacji, a hipermarkety to katedry społeczeństwa konsumpcyjnego. Dotykanie towarów, przebywanie w ich świecie, możliwość wzięcia ich do ręki i odkładania z powrotem na półkę – to sakralny rytuał” (Czwojdrek A., Sacrum w sklepie, rozmowa z prof. W. Sitkiem, Gazeta Wyborcza Wrocław” 26 listopada 1999, nr 276, s. 10).

Zatem i przebywanie w miejscach przeznaczonych dla konsumpcyjnej klienteli: hipermarkety, centra i galerie handlowe i słuchanie muzyki są utożsamiane z pewnego rodzaju kultem. Niezależnie od kultury, muzyka (za J.K. Lasockim) buduje i utrzymuje nastroje życia jednostki (muzyka jako źródło wytchnienia, radości) i życia zbiorowego (muzyka buduje atrakcyjne życie towarzysko-społeczne). Pomaga w kontynuowaniu tradycji i wzniecaniu nowych idei na gruncie historycznym, tradycyjnym czy okolicznościowym, a także uświadamia społeczności żyjącej w tej samej kulturze o wartościach i dziedzictwie kulturalnym.

Według badań R.W. Husbanda, człowiek, słuchając muzyki, wykonuje mimowolne ruchy ciała. Tym samym muzyka działa uspokajająco. Muzyka działa również na organizm. Jej działanie może objawiać się przez zmiany napięcia mięśni, przemiany materii i szybkości krążenia krwi, a ruchy wykonywane podczas jej słuchania są wykonywane chętniej, sprawniej i nie tak szybko nużą. Muzyka jest obecna w organizacji wszelkiego rodzaju akcji społecznych i politycznych. Do zestawu należy dołączyć miejsca publiczne (restauracje, kluby muzyczne, hipermarkety itp.).

W tej całej analizie nie możemy zapominać o tym, że muzyka wpływa na ludzi nie tylko w sposób masowy, ale, co ważniejsze, indywidualny. Muzyka względem indywidualnych potrzeb człowieka, według J.K. Lasockiego, jest środkiem wprowadzającym równowagę i harmonię do życia psychicznego. Muzyka wyzwala potrzeby wyższego rzędu. Muzyka zachęca do aktywnego wyrażania uczuć, przeżyć, stanów. Muzyka również ma wpływ na nastrój człowieka. Może go zarówno wywołać, jak i podtrzymać, Muzyka „uczy spostrzegania, wzbogaca wyobraźnię, rozwija pamięć, myślenie, uczy koncentrować uwagę, wpływa na kształtowanie postaw i wolę człowieka, a także naturalnie i bezinwazyjnie wpływa na system nerwowy.

Amerykański muzyk, Dawid Crossby, powiedział, że „muzyka to najsubtelniejsza forma przekazu, można stwierdzić, że żadna dziedzina sztuki nie porusza ani nie wpływa na podświadomość tak, jak muzyka.” Jest ona formą rozrywki, podnosi na duchu, odpręża i relaksuje. Muzyka bez wątpienia wzbudza wyobraźnię, a co za tym idzie, pomysłowość i kreatywność.

Jak ludzie odbierają muzykę?

Muzyka może być odbierana na kilka sposobów. Typami odbioru muzyki, a więc typami percepcji zajmował się Edmund Gurney. Zauważył, że ludzie słuchają muzyki w sposób nieokreślony, tj. kiedy nie jest dla nich istotna struktura utworu muzycznego, ale samo wrażenie, jakie wywarło jego słuchanie. Drugi typ odbioru muzyki – określony – odgrywa rolę, gdy słuchacz jest świadomy konstrukcji muzycznej. Słuchacze skoncentrowani są na wsłuchiwaniu się we wszystkie składniki słyszanego utworu. Niebagatelną rolę w odbiorze muzyki odgrywa otoczenie. Obok otoczenia niezwykle istotnym czynnikiem przeżywania muzyki jest samopoczucie fizyczne i psychiczne. Równie ważna jest też sytuacja, w jakiej znajduje się słuchający – odbiór zależy od indywidualnych cech osobowości, indywidualnego doświadczenia.W każdej z osób utwór muzyczny może wzbudzać bardzo różne emocje i przeżycia.

Obiektywnymi współczynnikami odbioru muzyki są miejsce, jego wygląd, a także temperatura, ludzie wokół oraz wilgotność powietrza, treść słowna utworu muzycznego i sama muzyka.

Muzyka jako element „wystroju” centrów handlowych

Obecnie, choć jeszcze nie z tak dużym zaangażowaniem, analizuje się wartość muzyki jako elementu całości, jakiej jest wystrój miejsc masowego handlu. Odpowiednio dobrana i wzbudzająca pozytywne emocje może zatrzymać klienta na dłużej w centrum handlowym, czy hipermarkecie. „Muzyka jest czynnikiem wpływającym najsilniej na stan emocjonalny. Potrafi bawić, zasmucić, zmuszać do refleksji, wzbudzać sentyment” (www.reklamytelewizyjne.pl/obraz-i-dzwiek/). Do realizacji muzycznych w takich miejscach, jak centra handlowe, można przemycić wiedzę, która wykorzystywana jest w tworzeniu spotów reklamowych. A tam najczęściej wykorzystywane są kultowe klasyczne utwory, najnowsze przeboje czy specjalnie dla celów reklamy skomponowane melodie silnie działające na psychikę człowieka. Z kolei w nie wmontowywane są słowa. Podobnie dzieje się w centrach handlowych, gdzie muzyka jest komponowana specjalnie dla potrzeb tegoż miejsca.

Do tej pory zagadnienie muzyki nie wzbudzało szczególnego zainteresowania w środowisku firm producenckich, natomiast dźwięk staje się być czasem jedynym sposobem na zatrzymanie klienta. Muzyka bowiem działa na wyobraźnię, bywa często kojarzona z sytuacjami, które dotyczą życia prywatnego, tym samym wzbudza sentyment.

Obecnie odbiorcy komunikatów komercyjnych bardziej zwracają uwagę na to, co słyszą niż na to, co widzą. Aby przykuć ich uwagę, często sztab specjalistów od marketingu zatrudnia firmy do stworzenia lub doboru muzyki, która będzie zgrywać się z wystrojem całego centrum.

Jakie efekty konsumpcyjne przynosi słuchanie muzyki?

Sztuką jest, aby trafić w gust odbiorcy tak, by ten i odebrał prezentowana muzykę pozytywnie, i nie miał skojarzeń negatywnych w miejscu, w którym tę muzykę usłyszał. Dlatego też najlepszymi podkładami muzycznymi puszczanymi z głośników są największe przeboje minionych lat i obecnie, klasyczne utwory z najwyższych półek, spokojne i wesołe kompozycje lub wzbudzające nostalgię.

Według Deborah J. Macinnis i C.K. Park z Uniwersytetu w Arizonie, muzyka przynosi różne „efekty związane z wpływem muzyki na konsumentów: pobudza silne emocje związane z przeszłymi emocjami i na równi z otoczeniem, w którym znajduje się klient, może ukierunkować uwagę i postrzeganie bodźców” (www.audio-marketing.pl). Muzyka zatem wpływa na przetwarzanie informacji, stanowi czynnik przekonania, wzbudza emocje i postawy.

Emocjonalne znaczenie muzyki w podejmowaniu decyzji konsumenckich

Najczęściej muzyka wywołuje pozytywne odczucia. To ułatwia kształtowanie postaw odbiorców wobec produktów, usług czy marki, a także miejsc, gdzie można je nabyć. Dlatego należy zdecydować, czy chcemy, by klienci słuchali podczas zakupów muzyki wesołej, żywej, czy nostalgicznej, wyciszającej.

„Żywa, wesoła piosenka może wzbudzać w nas radość i w ten sposób pomóc nam myśleć z przyjemnością o danej marce, produkcie” (propup.pl/assets/publikacje). Klient powinien poczuć emocjonalną więź z prezentowaną muzyką, która wręcz automatycznie kojarzona jest z określoną marką produktu i miejscem, w którym ją słyszy. Emocje odgrywają więc fundamentalną rolę w przekazie, który centra mają do zaprezentowania swoim klientom.

Należy pamiętać o tym, że człowiek jest istotą bardzo emocjonalną, a muzyka wpływa właśnie na emocje i odczucia. Pobudza do wspomnień, które są bezcenną częścią życia. Dlatego pozytywne uczucia przenoszone są wówczas również na inne miejsca, w których tę muzykę można usłyszeć. Reakcja zarówno na miejsce, jak i markę, z którą utwór będzie kojarzony, jest wówczas przyjazna, wpisuje się w pamięć.

Inne funkcje muzyki jako elementu perswazji

Rola muzyki może zawierać się w kilku istotnych funkcjach, z pominięciem tej już omówionej – emocjonalnej. Muzyka wzmacnia doznania wizualne, jest impulsem do działania, wzmaga radość słuchającego, jest idealnym tłem do przechadzki po centrum handlowym, przypomina o marce, jest bodźcem do ponownego odwiedzenia tego miejsca, stanowi szum informacyjny i wzmocnia ważność informacji, jakie chce nam przekazać centrum (np. o przyjaznej atmosferze i prezentowanej jakości), jest sposobem, by przebywanie w centrum traktować jako dobrą zabawę, wzbudza poczucie relaksu i odpoczynku, pobudza wyobraźnię przez działanie na przeżycia, nadaje dynamiki i żywego charakteru zakupom, kreuje skojarzenia i buduje wartość miejsca.

---

Monika Świetlińska

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Historia Hip-Hopu

Autorem artykułu jest kajzur


Hip- Hop jest kulturą dość specyficzną. Bardzo trudno sprecyzować ją dokładnie, zamknąć w ramach, gdyż większość osób które utożsamiają się z tą subkulturą mogą się skrajnie od siebie różnic. Hip-hop to muzyka, kultura, ideologia, sposób bycia i myślenia, sposób na spędzanie wolnego czasu, a nawet całego życia...

Hip- Hop jest kulturą dość specyficzną. Bardzo trudno sprecyzować ją dokładnie, zamknąć w ramach, gdyż większość osób które utożsamiają się z tą subkulturą mogą się skrajnie od siebie różnic. Hip-hop to muzyka, kultura, ideologia, sposób bycia i myślenia, sposób na spędzanie wolnego czasu, a nawet całego życia. Kiedy uznawany był za wyraz swoistego buntu wobec panującego systemu i można powiedzieć że nadal tak jest, gdyż raperzy nie zważają na słowa krytyki i mówią to, co leży im na sercu (a przynajmniej część raperów). Rap, jako jeden z elementów tej muzyki to coś bardzo ważnego dla każdego kto jest zżyty z tą kulturą. To moment odskoczni od rzeczywistości, to czasem moment zadumy, refleksji a niekiedy i melancholii. Idąc w drugą stronę to też moment zachwytu nad stylem i techniką jaką serwują nam MC’s czy bitami które wychodząc spod produkcji czołowych producentów. To moment pewnej synergii, połączenia dwóch skrajności – refleksji i podziwu. To cos co po prostu trzeba przeżyć samemu!

            Hip-hop pojawił się na początku lat 70-tych XX wieku w murzyńskich gettach Stanów Zjednoczonych – w południowym Bronksie „czarnej” dzielnicy Nowego Jorku, wśród przemocy narkomanii i biedy, skierowany przeciwko bogatym i normom społecznym. Bezpośrednim prekursorem tejże kultury jest DJ Kool Herz, a pierwszą osobą, która nazwała zgromadzenie ludzi którzy widzieli w tym coś pięknego był DJ Afrika Bambaataa. To on jako pierwszy nazwał to „hip-hopem”. Nazwa hip hop jest kombinacją dwóch slangowych określeń — "hip" (znaczacego "teraźniejszy", "obecny") i "hop" oznaczającego specyficzny styl poruszania się.

            Jak wyglądało to wszystko na początku? Ano jako pierwszy element HH Bóg stworzył DJing. Ludzie zajmujący się tym miksowali płyty ku uciesze ludzi, bardzo często nawiązując energiczną więź z tłumem, posługując się, już wtedy, rymowanym slangiem. Komentowali, żartowali, tworzyli coś co dziś wiele osób na całej kuli ziemskiej… Kocha.

            Z tego wszystkiego wyszły jeszcze inne elementy tej kultury takie jak Rap, Graffiti czy B-boying.

            Bardzo szybko rap stał się jednym z podstawowych sposobów wyrażania swojego zdania w tamtych czasach i w tamtym miejscu. Młodzi ludzie traktowali to jako sposób wyrażenia siebie, swoich frustracji czy agresji. Był swoistym sposobem wyrażenie buntu przeciw okrucieństwu świata. Rymując, opisywali swoje wloty i upadki. Opisywali sposób życia, to co jest dla nich ważne i tak naprawdę wszystko co tylko było warte zarymowania. Przez jakiś czas to przede wszystkim Stany Zjednoczone były kojarzone z ta kulturą, lecz w latach dziewięćdziesiątych wyszedł na spotkanie innym krajom… Które przyjęły go z otwartymi rękami. I w tym momencie cała ta kultury dynamicznie przyspieszyła. Zaczęły powstawać nowe składy na całym świecie, wiele osób pokochało Hip-Hop, odnalazło w nim to czego szukało, czy to styl ubierania, czy to filozofia życia czy zwyczajną rozrywkę. Obecnie rap nie jest już kojarzony tylko i wyłącznie ze Stanami Zjednoczonymi. Bardzo szybko stał się ważną gałęzią przemysłu muzycznego, a także zdobył trwałą pozycję jako źródło inspiracji dla wielu ludzi.

 

            Co się stało w momencie gdy Hip-Hop przyszedł do Polski?

 

Na początku było słowo. Pierwszą bardziej znaną produkcją okazała się wydana w 1995 płyta Wzgórza Ya-Pa-3. Niedługo potem zaczął się prawdziwy boom wraz z pojawieniem się płyty Alboom Liroya z Kielc, okrzykniętego twórcą polskiej odmiany gangsta rapu. Mimo że płyta ta osiągnęła półmilionowy nakład, duże zachodnie koncerny w Polsce nie chciały inwestować w raperów. Wkrótce z własną płytą zadebiutował Kaliber 44 z Katowic. Płytę w nakładzie 50 tys. egz. wydała S.P. Records - mała wytwórnia, znana z płyt Kultu i Kazika, który ze swoim zespołem już w 1989 roku nagrał hiphopowy utwór "45-89", a w latach 90. Spalam się, Spalaj się! i Oddalenie - pierwsze polskie płyty rapowe. SP Records wydało również składankę, gdzie obok Kalibra i Wzgórza debiutowały młode zespoły m.in. Trials X i 1kHz z Warszawy, czy SA Prize z Częstochowy. Polscy raperzy wcześnie dopatrzyli się podobieństwa między gettami miast amerykańskich, a polskimi blokami i blokowiskami, z którymi hip-hop na stałe się zidentyfikował. Na scenie warszawskiej zaistniały zespoły takie jak Molesta, Warszafski Deszcz (dawniej 1kHz, Trzyha), ZIP Skład, wkrótce po nich OMP, Mor W.A., Płomień 81, RHX oraz bardzo aktywny od samego początku organizator i producent DJ 600 V. W Poznaniu i całej Polsce popularność zyskał Slums Attack i jego lider Peja, którego album Na legalu? dostarczył kilku hitów i okazał się dużym sukcesem, co przełożyło się również na ilość sprzedanych płyt. Z Poznania wywodzą się też min. Nagły Atak Spawacza, Gural, Owal, 52 Dębiec, Mezo.

            Przez cały ten okres rap bardzo się podzielił. W tym momencie, wg. Wikipedii, jest aż tyle odmian rapu:

 

1. Acid rap – powstały w późnych latach 80. w USA. Twórcą tego określenia jest pochodzący z Detroit raper Esham.

2. Hip-hop alternatywny – charakteryzujący się niestandardowym, eksperymentalnym brzmieniem polegającym na łączeniu muzyki hip-hop z innymi gatunkami muzycznymi.

3. Bounce - wykształcił się we wczesnych latach 90. z nowoorleańskiego nurtu hip-hopu, jest ściśle powiązany z innymi podgatunkami i stylami Dirty South, takimi jak Crunk czy Miami bass.

4. Braggadocio

5. Hip-hop chrześcijański

6. Hip-hop komediowy

7. Conscious hip-hop

8. Contemporary R&B − współczesne R&B

9. Country-rap

10. Crunk

11. Dirty rap and Pornocore

12. Electro

13. Electro-hop

14. Freestyle rap

15. Funk carioca

16. G-Funk

17. Gangsta rap

18. Ghetto house (booty house, Juke house) − rodzaj chicago house, który zaczął być rozpoznawany od 1992 roku. Charakteryzuje go korzystanie z automatu perkusyjnego typu Roland TR-808 i TR-909, oraz często wulgarnych tekstów z podtekstami erotycznymi.

19. Ghettotech

20. Grime

21. Hardcore hip hop

22. Hip hop soul

23. Hip house

24. Homo hop

25. Horrorcore

26. Hyphy

27. Instrumental hip hop

28. Jazz-hop

29. Mafioso rap

30. Merenhouse

31. Miami bass

32. Neo soul

33. Nerdcore hip hop

34. New jack swing

35. Pop-rap

36. Psycho Rap

37. Ragga

38. Rap Metal

39. Rap Rock

40. Rapcore

41. Rip-Hop

42. G-Punk

43. Swing Hip Hop

44. Snap music

45. Trip-Hop

46. Turntablism

Ja bym tu jeszcze dodał oczywiście trueschool, oldschool czy newschool.

Nasuwa się pytanie… Czy podziały w rapie mają jakikolwiek sens? Wydaje mi się ze nie, gdyż co za różnica że Ty lubisz to a ja lubię tamto? Ta sama miłość jest w Tobie i we mnie! Nie ma sensu kłócić się o to czy trueschool jest lepszy od njuskulu. To się mija z cele, gdyż HIP-HOP ma łączyć a nie dzielić!

 

Jedna miłość!

Peace!

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

X-Traktor

Autorem artykułu jest Michał Malczyński


Co jest nie tak z X-Factorem? Dlaczego powielane są te same błędy, dlaczego wciąż tego typu programy przechodzą przez te same problemy? Jaki to ma wpływ na polską scenę muzyczną?

Zachęcono mnie do podzielenia się opinią na temat polskiego X-Factora i bardzo chętnie to zrobię. Muszę się przyznać, że nie śledziłem pilnie tego programu ale starałem się choć trochę nadrobić zaległości.

Jakie pytanie nasuwa się jako pierwsze? Kto tych ludzi ubiera? Taka stacja jak TVN powinna trochę lepiej o to zadbać ale jednak to nie tylko ich wina lecz w dużej mierze pewnych tendencji.

Mały eksperyment:

Wyobraźcie sobie uzdolnioną, młodą, polską wokalistkę lub wokalistę ze świetnym głosem, niech przed Waszymi oczyma pojawi się ta osoba w trakcie wykonywania utworu... Już?

Jaką piosenkę śpiewa? Melancholijną. W co jest ubrana(-ny)? Może w zwykłe jeansy + biały T-shirt z jakimś obrazkiem, albo czarny z jasnym?

W jakim stopniu Wasze wyobrażenie pokryło się z tym, co napisałem? Można by dodać, że śpiewany utwór ma mocne wejścia, gdzie z otwartymi szeroko ustami trzyma się jakiś wysoki dźwięk i to jest szczyt szaleństwa, za co dostaje gromkie brawa.

Przejdźcie się w swoim mieście na karaoke i przyjrzyjcie się temu, jakie utwory wybierają najlepiej śpiewające osoby. Nie mówię tu o wszystkich ale o pewnej, niestety dosyć silnej tendencji.

Wychowaliśmy się w większości na utworach mówiących o wolności, jej braku, o ślepym podążaniu za miłością lecz w stylu mickiewiczowskim. Gdy artyści chcieli wyrazić siebie, śpiewali o cierpieniu. I to się w wielu z nas utrwaliło!

Gdy przeglądałem wyrywkowo castingi do X-Factora widziałem ludzi, którzy chcieli dążyć do perfekcji i choć wiedzieli, że daleka droga przed nimi, robili wszystko, żeby iść w tym kierunku. I zrobiło mi się ich żal... Ponieważ jeśli chcemy iść na północ, a podążamy na południe to nasze kroki naprzód nie tylko nic nam nie dają ale wręcz utrudniają osiągnięcie celu, od którego sie oddalamy. Jeśli młodzi, utalentowani muzycznie ludzie nie mają odpowiednich wzorców do naśladowania, co mogą osiągnąć? Zrobić z siebie kolejną, medialną gwiazdeczkę, która będzie z naszych telewizorów przygrywać do kotleta, którego właśnie smażymy?

Uważam, że to jest jedna z głównych przyczyn, dlaczego programy typu X-Factor nie będą miały szansy dogonić ich zagranicznych odpowiedników pod niektórymi względami, a przede wszystkim ilością, jakością i różnorodnością uczestników.

Jury. Tutaj zbyt wiele nie napiszę, bo nie zwracałem na iksową trójcę zbyt wielkiej uwagi. Kubę Wojewódzkiego cenię za rodzaj humoru, inteligencję i swobodę wypowiedzi kontrowersyjnych rzeczy. Prawdopodobnie w tym momencie jest on w stanie sprawdzić się w każdym programie.

Czesław Śpiewa? Nie, tym razem tylko mówi i mam wrażenie, że patrzy na wszystko pod kątem typowo muzycznym, a w końcu takie jest jego zadanie. Za to plus. Jak na mój gust mógłby jednak być trochę bardziej wyrazisty ale przynajmniej jego osoba nie grgyzie się z temperamentem Kuby.

Maję Sablewską nie chciałbym skwitować w jednym zdaniu, bo wiele rzeczy w niej mnie nieco intryguje. Nie mogę rozgryźć tego, czy ona jest faktycznie rewelacyjną managerką, strategiem i PR-owcem, czy jednak Marina i Doda miały rację zwalniając ją, gdyż robi jedynie dobrą minę do złej gry i wciąż daje radę na tym jechać. Zapewne jeszcze do tego wrócę w innym wpisie. A tymczasem mam pewne zastrzeżenie odnośnie jej uczestnictwa w X-Factorze. Image masz świetny ale popracuj nad dźwiękami, jakie z siebie wydajesz, bo moje pierwsze skojarzenia z tym co usłyszałem wiążą się z reakcjami stereotypowej dziewczyny ze wsi, wyciągającej od krowy świeże mleko, przeżuwającej przy tym ziarna zboża, wypluwając co chwilę dziwne rzeczy. Brakuje w tym kobiecości. Bardzo. Może niektórym wydać się to dziwne ale nad takimi rzeczami też należy pracować, ćwiczyć je, aż do osiągnięcia zamierzonego celu. W końcu jury takiego programu w tak wielkiej stacji nie zostało wzięte z łapanki na ulicy i od tych ludzi powinno wymagać się dużo. Nie mniej niż od uczestników.

 

Czas przejść do uczestników i tu ułatwię sobie zadanie... napiszę coś więcej jedynie o Michale Szpaku, a co do reszty dodam tylko krótkie komentarze, bo niestety większość uczestników, których listę znalazłem tutaj, nie ma moim zdaniem predyspozycji do zrobienia jakiegokolwiek zamieszania na rynku muzycznym. Ale na pocieszenie - ciężka praca czyni cuda, więc nie ma co się poddawać ;)

Gienek Loska - fajny wokal, 20 lat temu mógłby zrobić zawrotną karierę, obecnie ma za dużo braków, by dojść do wysokiego poziomu, aczkolwiek grona fanów i jakieś płyty może się dorobi.

Ada Szulc - kiedyś przeczytałem, że nie jest amatorką i dlatego ma większe szanse niż pozostali uczestnicy. Co tu dużo mówić - fałszuje.

Małgorzata Szczepańska-mam-długie-nazwisko - jest ok jak na kogoś takiego, pewnie będzie chętnie zapraszana na festyny wiejskie, a z tego można nawet wyżyć. Nic więcej.

Dziewczyny (nie wgłębiałem się w to, czy tak się nazywają, czy tak ich nazwano na podanej stronie) - pamiętacie jeszcze początek tego wpisu, kiedy była mowa o pewnych tendencjach? Idealny przykład. Zarówno pod względem stroju, jak i utworów. Mogą się czasem pojawiać ale pewnie częściej na salonach (jak się już tam dostaną) niż wielkich scenach.

Mats Meguenni - jego idolami powinni być Jack Johnson, Jason Mraz i spółka. Jeśli pójdzie w tym kierunku, może długo utrzymywać się na jakimś poziomie. Jakimś nie znaczy wcale bardzo wysokim ale taki śpiewak z gitarą może wypełnić pewną lukę. Dosyć wąską.

Sweet Rebels - po przesłuchaniu 30 sekund piosenki w ich wykonaniu odechciało mi się szukać kolejnych i w ogóle im się przyglądać pod innymi względami.

William Malcolm - ciiii ktoś coś mówi i to po angielsku w tv... nie, to jest piosenka. Niczego nie pokazał moim zdaniem.

Avocado - po sukcesie "JLS" na rynku angielskim, w polskim punkcie showbiz-ksero przydałby się dobry boysband, żeby móc się pochwalić, że też możemy takich mieć. No to trzeba szukać dalej. Za styl 1+, muzycznie podobnie, słabo z wyrazistością.

Proszę Państwa - Michał Szpak! Najlepiej wprost - ma chłopak (wnioskuję po imieniu) świetny głos, nauczył się też, co może z nim robić. Jak każdy szanujący się, samozwańczy wokalista, najlepiej radzi sobie w momentach, w których trzeba się wydrzeć, utrzymać dłużej dźwięk, czy też wejść w wysokie tony ale zaniedbywał czasami te pozostałe części. Ale nikt nie jest doskonały, a to co robi z piosenkami przyćmiewa drobne niedociągnięcia, nad którymi zresztą nie będzie mu trudno popracować.

Kto uważa, że jest wyrazistą osobą, niech podniesie rękę, albo najlepiej obie. Ja wciąż swoimi piszę, więc jednak coś jest nie tak... Wyróżnia się - to fakt, z pewnością jest inny i trudno go przeoczyć w tłumie ale dla mnie wyrazista osoba to ktoś więcej. Ma on ogromne predyspozycje to bycia kimś takim ale dużo pracy przed nim. TVN wcale mu nie pomaga i bardzo mnie zastanawia to, czy nie obrali oni zasady, że skoro ma on długie włosy, to należy go ubierać w koszule, których elementy wiszą podobnie jak one? Nie znam ani jego poczucia tożsamości, ani strategii stacji, czy realizatorów programu wobec niego ale wyraźnie brakuje tu punktu docelowego. Nie widać zupełnie stanu, do jakiego ma on dojść swoim stylem, nie widać spójnych dążeń do osiągnięcia czegoś konkretnego. A to jest konieczne!

Tranzwestyta, który robi wszystko jak kobieta i jest w tym zdecydowany i obsceniczny, czy też zagubiony chłopak, z którego kariera zrobi mężczyznę z kilkoma fanaberiami? To jest jak z rozrywającą się pod nogami ziemią - jeśli nie pójdzie się w którąś stronę, spadnie się w przepaść.

Język angielski i kończenie słów. Najlepiej brzmi wykonanie utworu, w którym nie ucina się oddechu po każdym słowie. Anglojęzyczni wokaliści mają ułatwione zadanie, ponieważ na codzień nie dzielą słów w taki sposób, jak my to robimy. Warto nad tym popracować, bo efekt ten robi różnicę.

 

Muszę dodać, że wiele utalentowanych muzycznie osób odpadło zapewne wcześniej, choć tak naprawdę to oni powinni tu być opisywani. Jednak wciąż bardzo medialne jest odpadanie faworytów, więc zapisane to było zapewne w scenariuszu. Oby tylko nie zraziło to nikogo.

---

http://dayne4music.bloog.pl/ - o komercji i showbiznesie

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl